Strona:PL A Dumas Antonina.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Gustawa nie było w domu, moja dobra Nichetto — i ja odpieczętowałem list.
Nichetta krzyknęła z przerażenia i ukryła twarz w swoich rękach.
— Cóżem uczyniła mój Boże!.. zawołała padając na kolana.
— Uczyniłaś to, coś powinna była uczynić. Ten list, jest listem anioła. Prędzéj, późniéj dowiedziałbym się prawdy. Nie mówmy o tem. Przychodzę ci podziękować za przywiązanie, jakiegoś mi dawała dowody, i aby ci polecić moją matkę. Ją ta wiadomość zabije!
Na tę myśl, łzy znowu zrosiły jego oczy.
— Ja, który tak byłem szczęśliwy!... Widziałaś Antoninę? Widziałam, rzekła dziewczyna.
— Ona ci to powiedziała?
— Ona.
— Była też trochę wzruszoną?
— O i jak jeszcze!
— Biedne dziecko! — więc ona mnie kocha?
— Ona cię bardzo kocha Edmundzie i może napróżno niepokoimy się.
Edmund smutnie uśmiechnął się. Był to uśmiech na śmierć skazanego.
— Dziękuję, moją Nichetko, dziękuję.
W téj chwili wszedł Gustaw, niewiedząc o niczęm.
— Powiedziano mi, rzekł do Edmunda, żeś odebrał list pisany do mnie.