Wśród dwóch rzędów obnażonych ramion, kwiatów, piór, czarnych fraków, złotych galonów i błyszczących akselbantów przebiegało z ust do ust zapytanie „kto to jest?... kto to jest?... i niemiłem echem obijało się co chwila o ucho Régisa.
Pomimo wielkiej zręczności w doborze kostiumów, pomimo zmiany głosu i ruchów — poznawano niemal każdego. Nic nie pomogły wybiegi, kręcenia głową, zaprzeczenia, każdą maskę wskazywano po nazwisku: „Patrzcie no! to ten! to ów! to Farnioli... Dobry wieczór, baronie!... Lecz któż jest ten wysoki... ostatni... milczący jak grób, potrząsający każdemu pod nosem swoją pałeczką z dwonkami — kto to być może do licha!... kto to być może?...
Podczas gdy wszyscy nim się zajmowali — Régis myślał tylko o córkach, ździwiony, że ich dotąd nie widział. Gdzież one są?... Poszły może zmienić toaletę po przedstawieniu szarady?...
Zniecierpliwienie biednego ojca przechodziło już wszelkie granice a wzmagało się w miarę wzrastającego zaciekawienia ogółu i uwag, jakich był bohaterem.
Ujrzał je nareszcie — ujrzał swoją Różę i swoją Ninetkę... Ach! jak są piękne!...
Postępując ślad w ślad za maskami, niepodobna mu było ani przyśpieszyć pochodu, ani wyjść z szeregu.
Przechodząc około jednej z córek — szepnął do niej na ucho „Dobry wieczór, urocza infantko!...
Strona:PL A Daudet Róża i Ninetka.djvu/101
Wygląd
Ta strona została skorygowana.