Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

byśmy go zabrać i ukryć tak daleko, żeby go nam nie porwano?
Rajmund padł na krzesło z płaczem. Marta widząc go w takim stanie, wzruszyła ramionami i pieszczotliwie zawołała go po imieniu. Kiedy się do niej przybliżył, usiadła na szezlągu i wskazując mu miejsce obok siebie, rzekła:
— Siadaj tutaj. Rozpacz i łzy nie doprowadzą nas do niczego. Postaraj się uspokoić. Czy kochasz mnie jak dawniej?
— Czyż możesz o tem wątpić?
— Miej więc teraz tyle odwagi, ile jej miałeś, kiedyś się ośmielił mówić mi o miłości. Zdepcz wszelkie skrupuły, nakaż milczenie sumieniu. Czyś zważał na nie, gdyś mnie sprowadzał z drogi obowiązku, gdyś do mych nóg upadł i błagał, abym ci była wzajemną? Czy nie ukarałbyś mnie tem, gdybyś teraz nie stanął w obronie mego spokoju i honoru? Zaślubienie Walentyny, to zbrodnia, mówisz. Tak, jest to tylko jedna zbrodnia więcej; lecz co to nas obchodzi! Zresztą, czyż nie widzisz, że małżeństwo, którego się tak dzisiaj obawiasz, uchroni naszą miłość od wszelkich niebezpieczeństw?
O wstrętnych tych rzeczach mówiła z całym spokojem.
— Będziemy zhańbieni — powtarzał Rajmund.
— Czyż niemi już nie jesteśmy?
— Walentyna jest niewinną. Sama przyznajesz,