Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pełnie zrujnowany. Żałuję cię, jeżeli jemu powierzyłaś swe kapitały.
— Więc pan chcesz przyjaciela w nieszczęściu opuścić? — spytała Marta, tłumiąc w sobie gniew i łzy, które się jej cisnęły do oczów.
— Chciał odemnie pożyczyć pieniędzy, ale odmówiłem. Byłbym zatem skrępowany jego towarzystwem, W każdym razie pragnę uniknąć spotkania.
— Wymówiwszy te słowa, Varades wyszedł. Walentyna słuchała z bólem serca i wytężoną uwagą. W chodzącego do loży Rajmunda, gdzie na szczęście w tej chwili nie było nikogo z wizytujących, przywitała przyjaznym lecz smutnym uśmiechem. Rajmund ukłonił się i starał się zawiązać rozmowę o obojętnych przedmiotach; był jednak widocznie wzruszony.
— Mam z panem do pomówienia — przerwała nagle Marta. Podniosła się, a zostawiając Walentynę na przodzie loży, odeszła w głąb z Rajmundem. W słabo oświeconym zakątku, w którym ciekawe oko dostrzedz ich nie mogło, zdołali zamienić tylko parę słów ze sobą.
— Wiem o wszystkiem — rzekła Marta.
— Jakto? już!... — zawołał Rajmund.
— Mąż mi wszystko powiedział.
— Nie mam się więc z czem taić. Tak, wszystko stracone!