przysłać.... Od trzech tygodni leży chory, bardzo chory.
— Cóż mu jest?
— Coś w płucach, a doktór powiada, że i tygodnia nie pociągnie. Dla tego pomyśleliśmy sobie oboje z żoną, że należy uprzedzić jego matkę, i przyszedłem.
— Któż pan jesteś?
— Jestem Belizaryusz. Bel, jak mnie ona nazywała, ta pani.... Och! ona mnie zna dobrze, co pan chcesz, a i moją żonę także.
— No, panie Belizaryuszu, powiedział poeta z miną drwiącą...... Powiesz temu, który cię posłał, że sztuczka jest dobra, ale że ją już grano. Musi innej poszukać.
— Przepraszam, odrzekł kramarz który nie pojmował tych słów „okrutnych.”
Ale Argenton zamknął już drzwi, zostawiając Belizaryusza zdumionego w sieni, wraz z widziadłem widzianego w głębi salonu, napełnionego ludźmi i światłem.
— To nic.... To ktoś się pomylił, powiedział poeta, wracając do salonu. A kiedy on z powagą ciągnął dalej swoje czytanie, kramarz wielkiemi krokami szedł po czarnych ulicach wśród drobnego gradu i przejmującego wiatru, śpiesznie wracając do Jacka, do biednego towarzysza, leżącego w tej chwili na nędznem łóżku zelaznem, na swojem poddaszu.....
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/685
Wygląd
Ta strona została skorygowana.