Strona:PL A Daudet Jack.djvu/664

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niu jej pięknych ciemnych brwi. Napróżno starał się ją rozweselić przy obiedzie, aż nagle na wyrażenie się doktora: „W niedzielę, gdy Jack przyjedzie....”
— Wolę żeby nie przyjeżdżał.... odrzekła.
Dziadek spojrzał na nią zdziwiony. Powtórzyła, blada jak śmierć, lecz stanowczym głosem:
— Życzę sobie ażeby nie przyjeżdżał.... niech już tu nie bywa.
— Cóż to się stało?
— Rzecz bardzo ważna, mój dziadku, moje małżeństwo z Jackiem jest niemożliwe.
— Co takiego? Przerażasz mnie. Co się stało?
— Nic, tylko jakieś światło objaśniło mnie. Ja go nie kocham, myliłam się.
— Biada nam! Co to takiego? Cecylio moje dziecko, zastanów się. Zapewnie mieliście jakąś miłosną, dziecinną sprzeczkę?
— Nie, dziadku, przysięgam ci, że tu niema najmniejszego dzieciństwa. Czuję dla Jacka tylko miłość siostry, i nic więcej. Przymuszałam się, ażeby go kochać; teraz widzę, że to jest niepodobieństwem.
Doktór się przestraszył I wspomnienie jego córki przebiegło mu przez myśl.
— Kochasz innego?
Zczerwieniła się.
— Nie, nie, nikogo nie kocham. Nie chcę wyjść za mąż.