Strona:PL A Daudet Jack.djvu/652

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

książki, podczas gdy Ida, wyciągnięta w alkowie na swojem łóżku, skracała jak codziennie nudy samotności kilkogodzinnem spaniem po południu. Stojąc naprzeciw, patrzeli na siebie ze zdziwieniem. Tym razem poeta nie miał przewagi. Naprzód nie był w swoim domu; zresztą, jakże tu traktować pogardliwie wysokiego chłopca, który wyglądał intelligentnie i dumnie, który z piękności był podobnym do matki, co jeszcze bardziej wprowadzało kochanka w rozpacz.
— Po co pan tu przychodzi? zapytał go Jack we drzwiach, które zagrodził.
Tamten zczerwieniał się, zbladł i wyjąkał:
— Myślałem... powiedziano mi, że pańska matka jest tutaj.
— Rzeczywiście jest; lecz ja z nią jestem i nie będziesz się z nią widział.
To wszystko wypowiedziane było prędko, przyciszonym głosem, jednem tchnieniem nienawiści. Potem Jack, następując na kochanka swej matki, z gwałtownością więcej okazywaną niż rzeczywistą, zmusił go do cofnięcia się. Zostali w korytarzu. Ogłupiony, zmęczony Argenton usiłował sobie ruchami nadać pewność, a przybrawszy postawę majestatyczną i czułą, rzekł:
— Jacku, długo pomiędzy nami było nieporozumienie. Lecz teraz, kiedy już jesteś dojrzałym człowiekiem, pojmującym dobrze życie, niepodobieństwem jest, ażeby to nieporozumienie się uwieczniało. Podaję ci rękę, drogie dziecko, rękę szczerą, która nikdy nie skłamała swego uścisku.