Strona:PL A Daudet Jack.djvu/454

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

widok. Sypialnia Moronvala, strych u Roudiców, wszystkie te przytułki, w których przespał swoje dziecięce marzenia, były w porównaniu z tym pałacami.
— A tu jest pokój palaczy — dodał Moco, popchnąwszy drzwiczki.
Wystawcie sobie długą rozpaloną piwnicę, ulicę z katakumbami, oświetloną czerwonemi odblaskami tuzina płomieni palących się pieców. Prawie nadzy ludzie podniecali ogień, grzebali w popielnikach, pracowali przed żarem, który palił ich spocone twarze. W pokoju machin duszono się — tu się palono.
— Macie jeszcze jednego człowieka.... rzekł Blanchet do starszego palacza, przedstawiając mu Jacka.
— Dobrze, że przybywa — odrzekł palacz, nie odwracając się prawie; brak mi ludzi.
— Miej odwagę chłopcze! rzekł ojciec Roudic, uścisnąwszy silnie za rękę swojego ucznia.
Zaraz też wzięto Jacka do roboty. Wszystkie szczątki węgla, któremi są zawalone popielniki, trzeba było kłaść w kosz i wyrzucać w morze. Ciężka praca! Kosze są ciężkie, drabiny spadziste, a nagłe przejścia z czystego powietrza do zaduszającej jamy dławią. Przeszedłszy trzy razy, Jack uczuł, że mu nogi ustają. Nie mógł nawet podnieść kosza, stał pochylony, mokry od potu, który go pozbawił wszystkich sił. Wtedy jeden