z całej siły do ożywionego koła ładnego wachmistrza komory. Przyparty do ściany, ścigany po wszystkich kątach, dzielny jakiś mężczyzna o siwych włosach, uszczęśliwiony, rozweselony, zadowolony z całej zabawy, starał się, ażeby w niej brała udział wysoka, blada, smutno uśmiechająca się młoda kobieta.
Cóż to się stało?
Posłuchajcie:
Na drugi dzień po uwiadomieniu matki Jacka, do dyrektora w Indret weszła wzruszona, wzburzona pani Roudic. Nie zwracając uwagi na chłodne przyjęcie, gdyż wstyd od dawna przyzwyczaił ją do niemej pogardy uczciwych ludzi, nie chciała usiąść na podanem krześle, a wyprostowawszy się, z zadziwiającą pewnością siebie, rzekła:
— Przychodzę powiedzieć panu, że uczeń jest niewinny. To nie on ukradł posag mojej pasierbicy.
Dyrektor podskoczył na fotelu:
— Jednakże są tego dowody.
— Jakie dowody? Najważniejszem jest to, że mego męża nie było, że Jack sam pozostał z nami w domu. Ten właśnie dowód przyszłam obalić. Tej nocy u nas oprócz Jacka był inny mężczyzna.
— Mężczyzna! Nantais?
— Tak Nantais.... odrzekła.
Och! jakże była blada.
— A więc to Nantais wziął pieniądze?
Czy na tej martwej twarzy znać było bodaj chwilowe wahanie? W każdym razie odpowiedź jej była stanowczą i spokojną.
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/432
Wygląd
Ta strona została skorygowana.