Strona:PL A Daudet Jack.djvu/367

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ją uszczęśliwić miała. W tem nagły stuk w ścianę przerwał jej tę wesołość:
— Zenaido, niechże dziecko idzie spać. Wiesz, on potrzebuje wstać bardzo rano.
Na ten raz Klara mówiła głosem zmienionym i rozgniewanym. Trochę zawstydzona przyszła pani Mangin zamknęła kufer, powiedziała po cichu: dobra noc, Jack przystawił drabinę do strychu, i w pięć minut potem mały domek, obciążony śniegiem, kołysany wiatrem, zdawał się spać jak sąsiednie domy w ciszy i spokoju nocy.
Lecz i dom bywa zamaskowany jak człowiek: podczas kiedy ma zamknięte okna, jak zamknięte powieki, odgrywa nieraz się w nim rozdzierający i najposępniejszy dramat.
W saloniku Roudiców zgaszono światło. Rozjaśniało go tylko słabe pełkanie ognia na kominku. W głębi pokoju siedziała kobieta i mężczyzna. Przy kapryśnym płomyku widać zaczerwienioną jej twarz, jak gdyby z zawstydzenia. Mężczyzna klęczy przed nią. Nie widać jego twarzy, tylko piękne kędzierzawe włosy spadające w tył i silną postać, zręcznie zgiętą błagalnym ruchem:
— Och! proszę cię — szeptał — proszę cię, jeżeli mnie kochasz....
O cóż on może jeszcze jej prosić? Cóż ona może mu więcej dać? Alboż nie należała do niego całkiem, w każdym czasie, wszędzie, bez względu na nic? Dotąd oszczędzała tylko dom swego mę-