Dziecko zatrzymało się chwilę. Jak wszystkie zbiegi, obawiące się pogoni, Jack ukrywał starannie cel swojej podróży.
— Do Villeneuve-Saint-Georges, odpowiedział ryzykownie.
— To siadaj.
Siadł do powozu, owinięty ciepłą podróżną kołdrą, pomiędzy tłustym męczyzną i tęgą kobietą, którzy przy świetle latarni z ciekawością przypatrywali się małemu uczniowi znalezionemu na drodze.
— Gdzież on idzie, mój Boże, tak późno i sam jeden?
Jack miał wielką chęc powiedzieć prawdę. Sąsiedztwo uczciwych ludzi wzbudza zaufanie. Lecz nie! Za zbyt bał się, ażeby go nie odwieźli do Moronvala. Opowiedział im zmyśloną historyę... że jego matka bardzo jest słaba na wsi, u znajomych.... Dali mu znać przed wieczorem, i zaraz puścił się w drogę pieszo, bo nie miał cierpliwości czekać do rana.
— Rozumiem to — rzekła dama, wyglądająca na bardzo dobrą i naiwną osobę; i czapka z nausznikami również to pojmowała. Mężczyzna robił tylko bardzo słuszne uwagi nad nieroztropnością dziecka, które w tym wieku puszcza się w drogę o tak spóźnionej godzinie. Mogą się zdarzyć rozmaite niebezpieczeństwa, a że czapka lubiła strofować — bo sama jest wygodna i ciepła — więc z przyjemnością wyliczyła je młodemu przyjacię-
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/188
Wygląd
Ta strona została skorygowana.