Strona:PL A Daudet Jack.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zwiska, Rzecby można, iż w myśli obecnych jakiś węzeł łączył Amaurego Argentona, tego wielkiego, chybionego, pięknego, śmiesznego człowieka, z ową drugą osobą, którą dziecko uwielbiało i czciło nad wszystkich. Zwłaszcza niejakie księztwo de Barancy występowało w każdej rozmowie.
— Gdzież je pomieścić — wołał Labassindre — w Touraine czy w Congo?
— W każdym razie przyznać trzeba, że ono jest bardzo pięknie utrzymane — odpowiadał doktór Hirsch, mrugając oczami.
— Brawo, brawo!... Bardzo piękne utrzymanie.
Śmiano się i wykrzykiwano. Przedmiotem rozmowy był także sławny lord Peambock, jenerał — major indyjskiej armii.
Jack, schyliwszy głowę, wpatrywał się w chleb, w talerz, nie śmiał nawet płakać, skrępowany tą duszącą go ironią. Często nie rozumiał dokładnie tego, co słyszał, ale szyderczy wyraz otaczających go twarzy, odęte śmiechem wargi ostrzegały go o zniewadze, jaką mu chciano wyrządzić.
Wtedy pani Moronval mówiła łagodnie:
— Mój dobry Jacku, idź-no na chwilkę do kuchni.
Poczem łajała półgłosem obecnych.
— Ba! — mówił Labassindre — on nie rozumie.
Co prawda, biedne dziecko nie rozumiało wszystkiego, lecz jego umysł rozwijał się w tym pierwszym smutku, starał się doszukać przyczyn nienawistnej wzgardy, jaka go otaczała, a każdy