Przejdź do zawartości

Strona:PL A Daudet Chudziak.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

poczniesz należycie, pójdziesz przejść się trochę, tylko pamiętaj...
Tu Jakób, poczyna mi wyłuszczać mnóstw arcyważnych, jak dla nowo przybyłego, przestróg. Szkodą tylko, że ja rozciągnąwszy się tymczasem na łóżku, jestem nawpół nieprzytomny, chociaż jeszcze nie śpię. Zmęczenie, wzruszenie, pasztet, łzy... usypiają mię powoli... Słyszę niewyraźnie coś o restauracyi w pobliżu, o pieniądzach w kamizelce, o mostach przez które mam przechodzić, o bulwarach, policyantach którzy dają objaśnienia i dzwonnicy Saint-Germain jako głównej wskazówce. W tym półśnie dzwonnica najbardziej mi się wraża. Widzę już dwie, pięć, dziesięć dzwonnic w około mego łóżka. Między temi dzwonnicami ktoś się krząta po pokoju, zagrzebuje ogień, spuszcza firanki u okien, potem zbliża się do mnie, okrywa płaszczem, całuje w czoło i oddala się cicho, lekko skrzypnąwszy drzwiami...
Spałem kilka godzin, i możebym spał do powrotu Jakóba, gdyby mię nie rozbudził nagle silny odgłos dzwonka. To dzwonek Sarlande, ten okropny żelazny dzwonek co tam dźwięczał: „Barn! barn! barn! wstawać!... barn! barn! barn! ubierać się!” Jednym sko-