Strona:PL Żywoty św. Pańskich na wszyst. dnie roku.djvu/0215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jego słowu, nieomal każdemu ruchowi. Już sam widok jego, a szczególnie gdy sprawował jakowe kościelne obrzędy lub gdy miał Mszę świętą, pobudzał obecnych do pobożności. Namaszczenie Ducha św. jaśniało w nim i to zawsze w tym stopniu, w jakim w drugich, nawet świętobliwych osobach, objawia się w rzadkich tylko chwilach, gdy one jakąś wyjątkową silniejszą łaską opływają w wewnętrzny pokój i pociechę. Bo też pokoju wewnętrznego nie tracił nigdy, chociaż pociech wewnętrznych, duchownych, doznawał bardzo rzadko. Owszem przebywał ciężkie wewnętrzne rozmaite uciski, nad którymi tak panował, że o nich nikt domyśleć się nie mógł. Zdarzało się nawet, że wyglądał najswobodniejszy, okazywał się dla drugich jeszcze milszym i słodszym niż zwykle, rozprawiał najbieglej i najżywiej o rzeczach tyczących się Boga, właśnie wtedy gdy najcięższe przechodził wewnętrzne utrapienia, umiejąc w tych najtrudniejszych dla duszy próbach gwałt sobie zadawać i mężnie walczyć z pokusą.
Jeszcze wytrwalszym i cierpliwszym był w doznawanych cierpieniach fizycznych, a takowym od czasu do czasu silnie podlegał, cierpiąc od lat wielu wskutek zaziębień się w kościele na chroniczną chorobę stawów. Napadom tych dotkliwych boleści nie poddawał się do ostatka, aż mu zupełny brak sił odejmował możność pracowania i zmuszał położyć się na łóżko. Przy rozpoczęciu Rekolekcyi dla Duchowieństwa dyecezyi Podlaskiej, które trwały trzy tygodnie, a w ciągu których codziennie miewał trzy długie nauki i wszystkim ćwiczeniom od rana do wieczora osobiście przewodniczył, dotknięty wspomnianą chorobą w głowie i w oczach, pomimo tego pracy tej nie przerwał i lubo ciężko cierpiący, święcie jak zwykle, doprowadził ją do końca. Podobnych zaś dowodów jego wytrwałości w cierpieniach, ileżby można naliczyć! Przez lat przeszło dwadzieścia miał na nodze ciągle otwartą ranę. Opatrywał ją sam i to bardzo rzadko, cierpiąc na nią bezustannie; a pomimo to, aby nie przynosić uszczerbku swoim jałmużnom na ubogich, zwykle po Warszawie chodził pieszo, chociaż zmuszony bywał dla różnych zajęć kapłańskich robić wycieczki bardzo dalekie, w których i najzdrowsi ledwie za nim zdążyć mogli; chodził zaś tak szybko, aby czasu dla niego prawdziwie drogiego, ile możności nie tracił.
Do Matki Bożej miał szczególne nabożeństwo. Zwykle nie był skłonny do rzewności; jednak gdy mówił o Najświętszej Pannie, wtedy okazywał się najwymowniejszy i często czynił to ze łzami. Staranny w rozszerzaniu Jej czci, gorliwie zalecał nabożeństwo do Niej swoim pokutnikom; pierwszy też zaprowadził i upowszechnił na Wołyniu Nabożeństwo Majowe, i to jeszcze wtedy, gdy ono co tylko w świecie katolickim pojawiać się poczęło. Codzień odmawiał klęcząc Koronkę, a i w tem ubóstwa miłośnik zamiast zwykłych paciorków miał prosty sznureczek, na którym powiązane węzełki służyły mu za paciorki.
Znaczny posiadając majątek, a szczególnie po śmierci matki jeszcze większych stawszy się panem dochodów, wszystkie obracał na uczynki miłosierne, gdyż co się tyczy jego własnego utrzymania, wystarczały mu aż nadto jego honorarya jako Regensa Seminaryum i profesora, nawet z tych większą część rozdając ubogim. Za życia jeszcze znaczne sumy użył był z swoich kapitałów na różne miłosierne uczynki i wkońcu cały majątek ojczysty na ten cel obrócił.
Niezrównana jednak pokora, jego cichość i usilność unikania wszelkiej chwały ludzkiej, staranne zawsze jakby ukrywanie się za drugimi w tem, co dobrego czynił, sprawiały, że mało kto zwracał uwagę nie tylko na jego wielkie jałmużny, ale i na jego niezmordowaną i niezmierną działalność kapłańską, obfitą w najzbawienniejsze owoce.
Dziwnym też sposobem minęło go wszystko, co niekiedy wielkie zasługi kapłańskie jeszcze tu na ziemi w oczach ludzi podnosi. Godności kościelnych nie posiadał żadnych; prócz bowiem honorowego tytułu Opata Ołyckiego, którym go w samych początkach jego zawodu kapłańskiego obdarzył Biskup Cieciszewski, już żadnej innej oznaki uznania jego wysokich zasług w Kościele nie otrzymał.
W obcowaniu z drugimi był pociągającej słodyczy; w chwilach na to przeznaczonych nawet rozmowny, w innych unikający tego,