Strona:PL Żeromski-Elegie i inne pisma literackie i społeczne.djvu/090

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdym wówczas patrzał z żałością na tego mocarza ducha, co powalony przez chorobę nie przestawał obcować z bogami, bohaterami, herosami, który trzymał w swej piersi, źrenicy i w palcach bezsilnych fizycznie przeszłość, dolę i sławę zdeptanego narodu, który potrząsał łańcuchem kajdan i sam jeden nim targał, gdy inni silni i zdrowi lękali się, lub mędrkowali w kajdanach, — który umierał, nie poddając się niewoli i nie poddając się samej śmierci, — zdawało mi się, że oto leży przede mną widomy symbol i wieczny obraz naszej polskiej literatury.
«Obieszczyk» z karabinem na ramieniu przechadzał się obojętnie obok tego łoża Prokrusta.

Dziś niema już Stanisława Wyspiańskiego i niema Wilhelma Feldmana. Kędyś w zaświatach ze sobą obcują, naradzają się i radują... Niema carów, cesarzów, cesarstw i obcych granic na starej a wiecznie młodej ziemi. Lud niepodległy sieje i żnie swe własne żyto i stanowi o swojej woli w wielkich obszarach. Trawa mogiły zarasta. Zapomnienie, a bardziej jeszcze — niepamięć — zagrzebuje zmarłych. Innej pieśni, innej wieści o sobie żąda nowoczesne życie. Lecz my, którzyśmy widzieli, jak wielkie było cierpienie tamtych, wspominajmy dobrze i zawsze trudy ich, zabiegi, i bezgraniczną, bezinteresowną, samą w sobie — ich miłość.

[1922]