Strona:PL Żeromski-Elegie i inne pisma literackie i społeczne.djvu/080

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

obok zlewu. Pamiętam do tej chwili twarze dwu szpiegów, rodowitych Polaków, którzy się obok tegoż zlewu rozpostarli i gawędzili do rana o swych zawodowych sprawach, interesach i zamierzeniach, nie dając mi ani przez chwilę oka zmrużyć. Pamiętam policyanta, który, układając się do snu na sienniku wpoprzek drzwi cyrkułu, mówił katolicki i polski pacierz do swego policyjnego Boga, żarliwie i głośno bijąc się w piersi: — Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu! — Rankiem tenże nabożny współrodak odstawił mię w zamkniętej dorożce do więzienia w Ratuszu. Tam zastałem już spory i godny raucik, złożony ze znajomych. Przywieziono wnet przezacnego oświatowca, mecenasa Leszczyńskiego, po chwili dyrektora gimnazyum Kujawskiego, inżyniera Pereswiet-Sołtana i innych. Wszyscy byliśmy niewyspani po nocy w cyrkułach i ordynarnie głodni. Mecenas Leszczyński był takim bywalcem kryminału, iż przezornie zabrał ze sobą pewien zapasik wędliny i pieczywa. Udając, iż pierwszy raz widzimy się na tym ratuszowym padole, przedstawiliśmy się sobie nawzajem i, zaproszeni przez mecenasa, zasiedliśmy do śniadania. Przysiadł się z boku jeszcze ktoś z «polityków» i chętnie połykał co tłuściejsze płaty smacznej wędliny. Lecz oto ktoś, również tej nocy przywieziony z pola, a doświadczeńszy od nas wszystkich bywalec, mruknął ze zgorszeniem:
— Żeby też szpicla paść taką szynką! Skandal!
Ha, trudno! Któż tam u licha mógł rozpoznać w tym smakoszu zawodowca! Co zjadł, to zjadł. A zdążył sporo. Cały następny dzień i całą prawie noc spędziliśmy, stojąc w tejże izbie, w tłoku niezmiernym,