Strona:PL Żeromski-Elegie i inne pisma literackie i społeczne.djvu/033

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakto?! — woła ta dama na cały peron, — dla mnie niema miejsca? Kpiny, czy co? Panie Dąbrowski! Ruszno się pan z łaski swojej! Tylko zaraz, mój panie!
— A dajże mi też pani święty pokój! — odburknął, w sposób najściślej ewakuacyjny, konduktor pan Dąbrowski.
— Należy mi się druga klasa! — unosi się pani coraz wynioślej i groźniej.
— Pewnie że się pani należy... — zgadza się flegmatycznie urzędnik.
— Cóż to jest, żebym ja miała jechać w takim tłoku z dzieckiem i rzeczami. Widział to kto? Panie Dąbrowski, bierz-no pan rzeczy, klatkę...
— Bierz sobie pani sama. Niema miejsca.
— Może sobie nie być miejsca dla nikogo, a dla mnie musi być! Pan masz klucz...
— A mam. Mogę pani dać ten klucz, nawet na całą drogę...
— Zobaczymy, czy panu ujdzie na sucho ta sztuka! Zobaczymy!
— No, jak nie ujdzie, to będę wtedy cierpiał. A dzisiaj pani miejsca nie stworzę.
— Powinieneś pan!
— Nie powinienem.
— A właśnie, żeś pan powinien! — tonem najwyższej już pasyi wykrzykuje krewka dama.
Do tego dyalogu miesza się mały opiekun klatki chłodną i kategoryczną uwagą:
— Nie drzyj-że się mama tak znowu na cały głos, bo mi mama kosa obudzisz!