Strona:PL Światełko. Książka dla dzieci (antologia).djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chy, czuł poszturgiwania, lecz nic sobie nie robił z tego. Tak był uszczęśliwiony pochwałą księdza, że się uśmiechał do złośliwych malców i odpowiadał: „czekajcie! będą i buty.“
Ale nie wszyscy tak byli źle dla Grzesia usposobieni, kilku uścisnęło mu dłoń przychylnie.
— Ho! ho! pewnikiem ty będziesz prymus między nami — mówili — tak gładko żaden nie czyta, a Grzesiowi się zdało, że rośnie ze szczęścia.
Tegoż jeszcze dnia syn ubogiego kmiecia z pod miasta Sanoka zapisany został do grona uczniów szkoły św. Anny. Łagodna a przytem rozumna jego twarzyczka, zdolności, jakie okazał, zjednały mu łaski księdza, który był przełożonym tej szkoły. Gdy dziatwa szkołę opuściła, przywołał chłopca i powiódł go z izby szkolnej do swej celi, która na tym samym korytarzu się znajdowała.
— O mieszkanie się nie troszcz — rzekł, wszedłszy do siebie — dam ci kąt do spania, tylko o obiedzie pomyśleć trzeba, ale na to poradzimy, będziesz żył jak wielu, z jałmużny.
Na bladą twarzyczkę Grzesia wybiegł rumieniec.
— Z jałmużny? powtórzył pytającym tonem.
— Zaraz ci objaśnię; teraz południe, pójdziesz po obiad; ci wszyscy, którym z domu nie przysyłają pomocy z jałmużny żyją; mieszczaństwo krakowskie jest poczciwe. To powiedziawszy, zakrzątał się po celi i niebawem przyniósł Grzesiowi glinianą miskę, łyżkę drewnianą i jakąś kartkę.
— Idź z tem na ulicę, zastukaj do pierwszego domu za kościołem, pokaż kartkę, a jeść ci dadzą; znam ludzi, którzy tam mieszkają, liczną mają dziatwę, pożywisz się przy niej.
Grześ patrzał na księdza, spoglądał na miskę i nie odpowiadał; nagle z oczu jego łzy trysnęły.