Strona:PL Światełko. Książka dla dzieci (antologia).djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

giem po roli chodzą, bo i oni uczciwie pracują i oni potrzebni na tej ziemi... Niechaj nauka uczyni cię tylko mądrym i dobrym, abyś mógł przez nią kiedyś bliźnim twoim drogę do szczęścia otwierać, a starego ojca serce rozradować, zanim jeszcze do grobu pójdzie.
— Ha idzże już teraz sam, ja stary dalej iść nie mogę, — rzekł znowuż.
Chłopak płacząc pochylił się do kolan ojca, uścisnął je, poczem rozstali się; stary podążył ku wsi, której chaty, teraz gdy mgły opadły, ukazały się za polami, chłopak poszedł naprzód dalej.
Kilkakrotnie obejrzeli się za sobą, kilkakrotnie przystanęli, by popatrzeć na siebie, nakoniec stracili jeden drugiego z oczu. Chłopak zrazu szedł zwolna, smutny, zadumany, ciągle przystawał i ku wiosce patrzał, jakby mu jej żal było, lecz po niejakim czasie rozweselił się zupełnie.
Około południa spoczął pod drzewem przy drodze, napił się wody ze strumienia, który toczył się wśród łąk; posilił się chlebem i serem, co mu ojciec dał jeszcze w chacie i znowuż powędrował dalej, wesoły, a gdy noc nadeszła, ułożył się do snu w suchym rowie. Nazajutrz równo ze świtem, równo ze skowronkiem zerwał się ze swego niezbyt miękiego łóżka, i puścił się znowuż między łąki, pytając przechodniów o drogę do Krakowa.
Tak było przez dni parę, lecz wesołość poczęła go jakoś opuszczać; spostrzegł ze strachem, że pieniądze, jakie mu ojciec dał na drogę, wyczerpują się, a gdy pytał o drogę do stolicy, to ludzie odpowiadali mu ze śmiechem:
— Ho, ho, do Krakowa! zajdź ty pierwej do Wieliczki, a potem o Kraków pytaj.