Strona:PL Światełko. Książka dla dzieci (antologia).djvu/180

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    skoczył kozłowi na rogi i ze studni się wydobył. — Tak zwykle bajka ta się opowiada, a teraz posłuchaj, jak toż samo opowiedział Mickiewicz:

    Już był w ogródku, już witał się z gąską,
    Kiedy, skok robiąc, wpadł w beczkę wkopaną,
    Gdzie wodę zbierano.
    Ani pomyśleć o wyskoczeniu,
    Chociaż wody nie było i nawet nie grzązko:
    Studnia na pół-czwarta łokcia.
    Za wysokie progi
    Na lisie nogi.
    Zrąb tak gładki, że nigdzie nie wścibić paznogcia.
    Postaw się teraz w tego lisa położeniu!
    Inny zwierz pewno załamałby łapy
    I bił się w chrapy,
    Wołając gromu, ażeby go dobił.
    Nasz lis takich głupstw nie robił.
    Wie, że rozpaczać jest to zło przydawać do zła.
    Zawsze maca wkoło zębem,
    A patrzy w górę. Jakoż wkrótce ujrzał kozła,
    Stojącego tuż nad zrębem,
    I patrzącego z ciekawością w studnię.
    Lis wnet spuścił pysk na dno, udając, że pije;
    Cmoka mocno, głośno chłepce
    I tak sam do siebie szepce:
    — Oto mi woda! takiej nie piłem, jak żyję!
    Smak lodu, a czysta cudnie!
    Chce mi się całemu spłukać,
    Ale mi ją szkoda zbrukać,
    Szkoda!
    Bo co też to za woda!
    Kozioł, który tam właśnie przyszedł wody szukać:
    — Ej! — krzyknął z góry — ej, ty ryży kudła,
    Wara od źródła!