Strona:PL Światełko. Książka dla dzieci (antologia).djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kobieta, ze swym ciężarem, wybierała napozór suchsze, ale mimo tej przezorności, co chwila zapadała w błoto i, choć zimno było dojmujące, na twarzy biedaczki krople potu mięszały się z kroplami deszczu, a może i łzy rozpaczy znalazłyby się na tem znękanem obliczu, gdyby ktokolwiek popatrzył uważniej na nieszczęśliwą.
Buty jej, błotem oblepione, zmoczona na plecach płachta, brzemieniem nieznośnem przygniatały ją, czyniąc prawie niepodobieństwem dalszą drogę. Kobieta westchnęła ciężko, przycisnęła do piersi zawiniątko i powiodła wkoło siebie wzrokiem ginącego, który szuka jakiegobądź ratunku. Powóz nadciągał powoli, wreszcie zrównał się z nią niemal. Kobieta postąpiła krok ku podróżnym, wołając:
— Stójcie, w imię Boga, zmiłujcie się, ludzie!..
Furman jechał dalej, ale z powozu dano mu rozkaz zatrzymania koni, i młody mężczyzna wnet otworzywszy drzwiczki, wyskoczył na drogę, zapytując kobiety:
— A czego to wam trzeba?
— Litości, panie! szłam do szpitala, chora jestem okrutnie, dziecko, ot, malutkie przy piersi, i otom ustała... Już nie mogę ani krokiem dalej... ratujcie...
Zaledwo wymówiła te słowa, straszna bladość powlokła jej policzki, zachwiała się i, gdyby nie pomoc młodego pana, byłaby padła twarzą na ziemię.
Niewiele myśląc, pan wziął ją na ręce i przeniósł do powozu. W powozie siedziała jego młoda żona, która natychmiast poczęła nacierać skronie omdlonej wodą kolońską. Tymczasem, w zawiniątku coś się poruszyło, zaskrzeczało.
— Moje dziecko, córeczka moja, Stasia... — szepnęła ko-