Strona:PL Światełko. Książka dla dzieci (antologia).djvu/065

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zywa się Garncarze, i zapytał, kimby byli ci panowie, którzy tam przy ogniu siedzieli, i coby takiego robić tam mogli? Wincuk wybuchnął głośnym śmiechem.
— To nie są żadni panowie? — zawołał — tylko garncarze! Jeden z nich jest mój tatko a dwaj tamci, to sąsiedzi, którzy z tatkiem do współki szopę tę zbudowali... bo tatko mój biedny jest i sam nie miał za co.... Zbudowali tedy szopę na współkę i razem w niej garnki wypalają... Dziś już dużo garnków w jednym piecu wypalili, a teraz rozłożyli ogień w drugim, żeby resztę wypalić... Ot co!
Tu podskoczył wysoko i dodał.
— I ja będę garncarzem. Tatko mię uczy rzemiosła i dziś już sobie takiego ślicznego koguta ulepiłem!...
— Pokażesz mi tego koguta? — z zajęciem zapytał Jaś.
— A dla czegóż nie? Z największą ochotą — odpowiedział Wincuk; Marylka będzie z niego bardzo kontenta.
— Któż to taki, ta Marylka?
— To moja siostrzyczka, maleńka jeszcze, trzy lata ma; ale ja i mniejszą mam... taką... taką maleńką, w kołysce!
— I ja miałem także siostrzyczkę... taką malusieńką... w kołysce.
— A teraz cóż — wyrosła?
— Ej nie! — smutnie odpowiedział Jaś — umarła.
— To szkoda — rzekł Wincuk i zarazem otworzył drzwi jakiegoś domostwa.
— Ot i chata nasza — rzekł — babula pewno krzyczeć będzie... ona zawsze krzyczy...
Nie dokończył, bo Jaś, przechodząc małe, ciemne sion-