Strona:PL Światełko. Książka dla dzieci (antologia).djvu/056

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

który dostrzegł wyraźnie, że od obu ramion jego zwisały dwa jeszcze inne cienie, podobne do cieni dwóch olbrzymich czapek, czy szeroko rozwartych torb. Jaś krzyknął i z szybkością błyskawicy przebiegłszy placyk, przytulił się z całej siły do ściany jakiegoś domku. Cień jednak, niosący dwa cienie olbrzymich kapeluszy czy torb, zbliżał się ku temu właśnie miejscu, na którem on szukał schronienia. Jaś drżał, ale najlżejszego poruszenia uczynić nie śmiał; stłumił nawet oddech w piersi i rad byłby schować się pod ziemię. Nagle spostrzegł, że przedmiotem jego trwogi był człowiek ubrany w barani kożuch i niosący na ramionach tak zwane Koromysła, czyli drąg gruby, z przywiązanemi u obu końców wiadrami z wodą. Spostrzegłszy to Jaś, oprzytomniał, uspokoił się trochę i pomyślał sobie, że i tamte wszystkie cienie są też zapewne niczem innem, tylko ludźmi, którzy w zmroku i przy błędnem świetle śniegu i gwiazd wyglądają jak cienie. Pomyślał także, że trzeba koniecznie co prędzej szukać panny Pauliny albo drogi do domu, i szybko postąpił naprzód. Przebywszy placyk, znalazł się naprzeciw dwóch uliczek, rozchodzących się w dwie różne strony; którą z nich iść trzeba było, ażeby trafić do domu — nie wiedział. Postawszy chwilę, skierował się na prawo, bo zdawało mu się, że niegdyś przechodził, czy przejeżdżał tamtędy. Istotnie, zaledwie doszedł do połowy uliczki, wyraźnie sobie przypomniał, że raz z rodzicami jechał tędy na przejażdzkę i że ojciec mówił podówczas do matki: „tu sami ubodzy ludzie mieszkają.“ Przypomnienie to wprawiło znowu Jasia w wielką trwogę. Znajdował się więc w uliczce, zamieszkiwanej przez samych dziadów! Nuż wychodzić oni teraz zaczną z tych domków, które tak nędznie i krzywo wyglądają? Nuż, pootwierają się wszyst-