Strona:PL Światełko. Książka dla dzieci (antologia).djvu/029

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dziękuję, serdecznie dziękuję, nie trudź się pan daremnie, nic mi nie pomoże, czuję już śmierć blizką.
Zamknął oczy, a gdy je znowu otworzył i ujrzał przy sobie stojącego Zenonka, krzyknął wzruszony:
— Kaziu, najdroższy mój Kaziu!
Po chwili wszakże, rozpoznawszy pomyłkę, opadł na ziemię i wyszeptał:
— To nie mój Kazio, on został w domu i nie wie, że jego ojciec tu kona. Biedne dziecko, co poczniesz wraz z nieszczęśliwą matką! Na wasze wołania ja z grobu nie wstanę, smutnych twarzy nie ucałuję, chleba nie przyniosę. Kaziu mój! Kaziu!
— Ty nie Kazio — rzekł, zwracając się do Zenonka — masz na sobie hełm, pancerz, szabelkę, chcesz być żołnierzem. Oj, malutki, nie zabijaj ludzi, bo możesz czasem zabić takiemu, jak ty, chłopczykowi ojca.
Z ust oficera spływała struga krwi, gardło zarzężało, głowa osunęła się bezwładnie. Jeszcze raz cicho wymówił:
— Mój Kaziu... Ka...
Ale nie dokończył wyrazu i skonał.
— Mamo, mamo — szlochał drżący Zenonek — uciekajmy stąd!
Pani Bolecka wsadziła syna na przejeżdżający wóz i wróciła do domu.
Przez całą drogę Zenonek milczał, połykając łzy, hełm mu spadł z głowy, pancerz — z ramion a szabelka się oberwała.
Matka, usiadłszy, przysunęła go do siebie, pocałowała i rzekła: