Strona:PL Ściskała - Ostatni mnich w Orłowej.pdf/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Na moc, trzeba moc — odezwał się Strzała Tomasz, który dotychczas do rozmowy się nie mieszał, lecz milcząc, słuchał, popijając tu i ówdzie z cynowego dzbanka. — Teraz, to Frysztat dobry, bo pan hojny i gości rad przyjmuje, ale co będzie, jak grosza nie stanie? Nikt się nie pyta, skąd książę bierze na huczne zabawy. Byleby tylko były. Chodzą pogłoski, że jedna wieś po drugiej idzie w zastaw w ręce cudzoziemców, co ani po polsku nie mówią, ani z nami Boga nie chwalą, tylko, inną sobie wymyślili wiarę.
— Smutno patrzeć — potwierdził Andrzej Tłuk, — u nas nie lepiej. Idź na zamek w Cieszynie, tam usłyszysz mowę, jakbyś był koło Pragi. Nasz pan, książę Wacław, przestał chodzić na sumę do fary, jak to jego ojciec czynił. Powiadają, że jak był jeszcze na Morawie w Helsztynie, to do braci czeskich przystał. Co, to z tego jeszcze wykwitnie?
— Jak tam u was po czesku, tak u nas we Frysztacie niemczyzna grasuje. Odkąd nasz młody pan pojął za żonę Niemkę, cały dwór zniemczał i trudno się z kim po polsku rozmówić. Zdaje się, że i ojciec i syn źle na tej cudzoziemczyźnie wyjdą.
— Oj pewnie źle — potwierdził Jerzy Strzała. — Głupi każdy, co cudzoziemcom