Strona:PL Ściskała - Ostatni mnich w Orłowej.pdf/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na trawa wyrosła. Całe wiechy zwieszały się na dół, niby rozczochrana ruda czupryna.
Dziś brama była otwarta, most od rana spuszczony. Tędy zajeżdżali znajomi klasztoru, ustawiali swe wózki obok muru, a koniki prowadziła służba do obszernych stajen klasztornych.
Zakonnicy, aczkolwiek sami w dostatki nie opływali, po staropolsku radzi z gośćmi dzielili się tem, co mieli. Nieraz bywało, że z zafrasowaną miną chodził Ojciec-prokurator w czasie wielkich odpustów. Siano znikało jakby je w ogień kto rzucał, a owies ulatniał się w tem samem tempie. A tu posucha kilkotygodniowa spaliła do cna »otawę«. Na łąkach nie było się gdzie żabie schować, a na pastwisku byłbyś igłę znalazł.
A tu raz po raz turkocze bryczka i wjeżdża wesoło na dziedziniec klasztorny. Pachołek zaś zakonny prędko pomaga odprzągnąć i wprowadza zgrzane i zakurzone koniki do stajni.
Właśnie dał O. prokurator potrzebne zlecenia stajennym i wracał krużgankiem do klasztoru, gdy nadszedł nasz znany już z »wołowego« Głuszak, strzelec klasztorny, a raczej »gajowy« z Krzywca przy Szonowie.
— Niech będzie pochwalony! — pozdrowił strzelec, pochylając się do ręki zakonnika.