Przejdź do zawartości

Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— I to twoja myśl?
— Tak.
— Oszalałeś? zawołała oszołomiona.
— Bądź pewna, że jestem przy zdrowych zmysłach.
— Możnaby o tem wątpić. W istocie, jeżeli wyobraziłeś sobie, że twoja siostra jest zdolną wziąć sobie kochanka, było to szaleństwem.
— Nie myślałem o tem.
— W takim razie, nic a nic nie rozumiem, bo dziś mniej niż kiedykolwiek margrabia może zrobić ją matką.
— Jestem tego samego zdania.
— Coraz mniej cię pojmuję. Twoja myśl jest zagadką.
— Słuchaj.
Tu Sosthène pochylił się do matki i przez długą chwilę mówił jej coś szeptem do ucha.
W słowach jego musiało być widocznie coś straszliwego bo pani de Perny zbladła nagle jak ściana i chwilę stała jakby piorunem rażona pod wpływem gwałtownego wzruszenia.
— Słyszałaś? — młody człowiek głośno przemówił.
— Słyszałam.
— Zapewne, ale...
— Nie pochwalasz jej?
— Znajdują ją doskonałą; tylko....
— Tylko co?
— Czy jest ona wykonalną? Widzę piętrzące się przed nami trudności.
— Już!
— Po pierwsze Matylda.
— Podda się, jeżeli będziesz chciała, jak chcesz zwykle.
— Zresztą, ja ci dopomogę.
— Po drugie, wiele innych rzeczy.
— Bez wątpienia. Na razie nie potrzebujemy zajmować się wszystkiemi trudnościami, które ci się wydają niepokonanemi. Pierwszą przeszkodę musimy złamać; poradzimy sobie tak samo po kolei z innemi w miarę, ja będą stawały przed nami.