Przejdź do zawartości

Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/279

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chali się coraz serdeczniej. Oto jakimi byli nowi przyjaciele biednej Gabryeli.
Po odebraniu spadku zupełnie niespodziewanego, młoda kobieta nie potrzebując zarabiać na kęs chleba, mogła oddać się tem gorliwiej poszukiwaniom za niegodziwą kobietą, która mogłaby była jedynie wskazać biednej matce, miejsce, w którem umieściła jej syna. Morlot tak samo nie przestawał ani na chwilę śledzić bacznie i przetrząsać najdalsze zaułki Paryża, czy nie wpadnie na trop zbrodniarzów. Podzielał on przekonanie głębokie Gabryeli, że skoro by tylko wpadła mu w ręce owa mocno podejrzana Felicja Trélat, doszedł by po nitce do kłębka. Ona bowiem służyła li za narzędzie, komuś o wiele jeszcze sprytniejszemu i bieglejszemu w podobnych sprawach.
Jakkolwiek zawodzi nas aż nadto często nadzieja, jest ona i będzie jedyną pociechą dla serc ludzkich, we wszystkich smutkach i nieszczęściach. Czyż potrafiłaby żyć biedna Gabryela, gdyby jej nie krzepiła nadzieja, że prędzej czy później, odszuka swego syna?
Pewnego wieczora, wróciwszy z dalekiej przechadzki, przemówiła Gabryela do pani Morlot:
— Pragnę poradzić ci się w pewnej sprawie.
— Mów moja droga.... o cóż to idzie?
— Wiesz, że mam dwa tysiące franków rocznego dochodu. Dla mnie wystarczy sto franków na miesiąc....
— Zapewne.... możesz więc odkładać co roku pewną sumkę....
— Sądzę, że mogłabym użyć pożyteczniej, pozostającej mi sumki...
— Naprzykład....
— Nie potrzebuję teraz pracować na własne utrzymanie, i odbierać zarobek biedniejszym odemnie....
— Naturalnie....
— Zostaje mi jednak dużo godzin, rankami i wieczorami, których nie mam czem zająć, pomimo, że nie ustaję w szukaniu codziennem niegodziwej Felicji Trélat. Lubię pracować, i wyrzucam sobie moje obecne lenistwo.