Przejdź do zawartości

Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rzu, więc to ona niewątpliwie ukradła dziecko matce nieszczęśliwej.
— Fakt ten jest niezwykłej doniosłości — wtrącił komisarz. — Rozpoczniemy śledztwo na serjo, które, miej my nadzieję, oświeci sprawiedliwość, wprowadzając ją na właściwe tory.
Zbliżył się do Gabryeli:
— Moje biedne dziecię — rzekł tonem jak najłagodniejszym — radbym ci zadać kilka pytań.
Gabrjela nic nie słyszała. Wziął ją za rękę, powtarzając te same słowa. Gabrjela ani drgnęła, jakby już zupełnie była martwą... Komisarz potrząsł głową, mocno zafrasowany. Potem rzekł surowo, zwracając się do akuszerki:
— Jakto! dotąd nie ma przy chorej lekarza?
— Posłałam po niego panie komisarzu. Powinien nadejść niebawem.
Kazał wyjść wszystkim obecnym do drugiego pokoju, zostawiając tylko akuszerkę przy chorej. Było osób kilkanaście; najbliższych sąsiadów i sąsiadek. Komisarz badał ich ściśle. Oto mniej więcej, co się od nich dowiedział.
Pani Felicja Trélat sprowadziła się do domku w pierwszych dniach maja. Widywano ją codziennie wychodzącą na targ. Nigdy z nikim nie wdawała się w dłuższą rozmowę, i nikogo u siebie nie przyjmowała. Brama w ogrodzie była zawsze na klucz zamkniętą. Nie wiedziano czy mieszka sama, czy z kim więcej, nigdy bowiem jej towarzyszka nie pokazała się nikomu. Słyszano czasem pod wieczór dźwięki fortepianu.
Ponieważ dawniej mieszkali śpiewacy, więc sądzono, że i ta pani musi być artystką, żyjącą tak samotnie, i otaczającą się taką tajemniczością. Była ona wzrostu słusznego, miała bardzo zgrabną kibić; kobieta piękna jeszcze, zawsze ubrana wykwintnie, robiła wrażenie bogatej kapitalistki. Powtarzając pytania, komisarz mógł wreszcie wyobrazić sobie jak wyglądała owa domniemana pani Felicja Trélat.
Nie ukrywał atoli sam przed sobą, iż podejmuje się nader trudnego zadania. Przed nim była tajemnica nie łatwa