Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wpadali do pracowni, ażeby ujrzeć, co też zrobił, popadał w gniewny szał. Niszczył wówczas wszystko. Zresztą, coraz rzadziej pokazywał im się na oczy. Widywano go tylko przelotnie. Wiedziano, że »waryuje«, to znaczy, że chodzi nocami po najdalszych przedmieściach, po zaułkach, po krańcach, że podnosi z rynsztoków opuchlaków, nędzarzy potyfusowych, głodomorów, kostniejących z zimna, pijaków w delirium, wyrzuconych na bruk ze szynków, łajdusów, wyrzuconych z burdelów, nędzę bez nazwy i kierunku swej zbrodni, zdychającą na ziemi. Wiedziano, że zaczepia po gliniankach, wystygłych cegielniach, szopach w polu i rowach starych wałów kanalię, zmawiającą się na zbój. Widywano go w towarzystwie takich oto ludzi, prowadzącego ich dokądś, zmierzającego na ich czele w jakimś kierunku. Nie było wówczas pogotowia ratunkowego, ani przytułków noclegowych. Było tylko jego obłąkane serce. Zrazu myślano, że może w obłędzie przystał do zbójów i dał się namówić do zbrodni. Później przekonano się, że to jest tylko święty oprawca, zbierający ludzką padlinę, Chrystusów ceklarz, który się głupim stał dla miłości człowieka. Więc też o nim zapomniano wprędce wśród długich i namiętnych sporów o rodzaje sztuki.
Tymczasem znowu się począł ukazywać w pracowni. Ale już nie sam. Chodziło za nim dwu, czasem trzech taksamo odzianych, jak i on, w sukmany, w podobizny sybirskich brodiażek, przepasane powrozami. Byli to nawróceni przezeń zbóje, odratowani samobójcy, podźwignięte z kałuży opuchlaki. Przesiadywali w kościołach, wspólnie zarabiali na życie dźwiganiem ciężarów i wspólnie podejmowali z rynsztoków następców swoich. W malarskiej pracowni jeden kąt zajęli na swój specyalnie użytek. Ze starych pak po obrazach zbili gwoździami ołtarz, z dwu patyków wystrugali krzyż, a zawiesiwszy to miejsce malarskie draperyami, ufundowali pierwszą kaplicę. W przeciwległym końcu pracowni stały, lub leżały nagie modelki, pozujące malarzom, słychać było wrzaski i śpiewy, — na stalugach wisiała porozwieszana bielizna i spódnice. Tutaj, w kącie zakonnym, odprawiało się żarliwe nabożeństwo, brzmiały pieśni i litanie...
Teraz już Nienaski nie miał wątpliwości. Znał dobrze tę całą