Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nej, ciemnej, zwierciadłu nieba, podniebnych drzew, siedlisku zgniłych badylów i ropuch. W pewnej chwili, panna Xenia stała się różowa, potem czerwona. Odwracała się od Ryszarda, i patrzyła w głąb parku. Na ścieżce między drzewami ukazał się młody człowiek, elegancko ubrany. Nienaski poznał w nim jednego z kawalerów, poprzedniego dnia zaprezentowanych mu w cukierni. Nazwiska nie dosłyszał wtedy. Młody człowiek zbliżał się z uśmiechem pewności, mierząc oczyma pannę Granowską i jej towarzysza spaceru. Uchylił wreszcie kapelusza i ukazał swe przerzedzone blond włoski. Był przystojny, starannie wygolony, o twarzy zniszczonej.
— Dzień dobry pani... — mówił zdaleka tonem pewnym, przypatrując się przenikliwie pannie Xenii.
Ona skorzystała z momentu, zanim się zbliżył, i szepnęła Nienaskiemu prawie do ucha:
— Panie! Błagam, niech pan tego osła stąd wyrzuci!
— Stąd? Skądże, proszę pani?
— No, z tego parku!
— Dosyć mi to będzie trudno, ale skoro pani każe...
Poufność tego żądania sprawiła mu rozkosz, dała chwilę pysznej wyniosłości. Lecz to było krótkie. Młody człowiek patrzał wciąż na pannę Xenię wzrokiem tak śmiałym, napastniczym, mściwym, niemal smagającym, że to nie mogło ujść uwagi. — Chyba on musi mieć po temu jakieś prawo... — pomyślał Nienaski.
Dokuczliwe podejrzenie sromotnie wypędziło poprzednią pychę. Gdy napół-znajomy był już bardzo blizko, ukłonił się jeszcze raz z efronteryą, jakoś w górę wyrzucając swój płaski kapelusz słomkowy. Zapytał, ale tylko panny Granowskiej:
— Czy nie przeszkadzam?
— Owszem, przeszkadza pan!... — odpowiedziała, miotając weń błyskawice swych cudownych oczu.
— Wobec tego, odchodzę! Czy pani nie czuje żalu?
— Niestety, nie!
Młody pan w swem nieposzlakowanie nowem okryciu jakiegoś egzotycznego kroju i kortu odszedł kilkanaście kroków.