Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rek. Tak szczątki potężnego zamku wsiąkły w podmurowania, piecowiska i kominy, dając fundament nowej postaci życia. Ze wszystkiego, co tam niegdyś było, pozostała jedynie samotna wieża aryańska z kawałkiem muru. Nikt jej nie nabył, — zapewne dla trudności zburzenia.
Wieża ta w sylwecie wyglądała zdaleka, jak olbrzymi wiatrak bez skrzydeł. Podnosił to wrażenie nawet zblizka dach ścięty w szczycie i drewniane schody, prowadzące na pierwsze piętro. Zblizka ta budowla przedstawiała się, jak ogromny, jednolity blok. Wysokością swoją na sto pięćdziesiąt stóp przytłaczała wszystko dokoła, a niezwykłym kształtem zaciekawiała przechodnia. Zbudowana z tamtejszego wapniaka barwy jasno-żółtej ze rdzawo-czerwonemi żyłami, z zieloną pleśnią na wapnie, z dachem rudego koloru, miała w łagodnie zielonych tłach polskiego pola swą własną, bardzo piękną barwę.
Nienaski zbadał kamień, z którego wieża zbudowana została. Trafił zaraz do starych kamieniołomów w sąsiednim parowie, które były, jak szyby kopalniane, — tworzyły korytarze i studnie. Z nich przed wiekami wydobywano niekształtne bryły opoki. Do tej opoki przyrastał »siwak« zdatny do wypalenia wapna, szybko i mocno wiążącego. Opoka po wydobyciu z dołu miękka i niemal mokra, w murze stwardniała, nabierając mocy i wytrzymałości. W skalisku wieży jej kamienie ułożone w sposób cyklopowy trzymały się znakomicie. Spojone jednogatunkowem z głazami wapnem, przez kulturę wypalonem, okryły się w ciągu pięciu wieków jakgdyby szkliwem, zielonawą polewą, ni to w kaflu. Pradawna, w założeniu swem kwadratowa wieża miała z północnej strony dwie potężne skarpy, które trzema skośnymi uskokami zwężały się ku górze i po sam szczyt sięgały. Spadki tych pochyłych uskoków były niegdyś nakryte, jak świadczyły resztki, kamieniami z wystającym dla ścieku gzemsem o gotyckim profilu. Z tyłu, od północy była przybudówka, niższa i węższa od głównej budowli. Od zachodu ściany jej leżały w jednej płaszczyźnie, a różnica szerokości widoczna była od wschodu. Skarpy, gdy było patrzeć wprost od północy na szczytową ścianę baszty, wyolbrzymiały ją i wówczas tem dziwniejszym wydawał się