posmutniała, popełniała jedną niezręczność po drugiej, szukała po całym pokoju przyborów do opatrunku, miała je pod nosem a nie widziała, ujęła moją nogę drżącą ręką, poplątała bandaże przy rozwiązywaniu, i, kiedy trzeba było zmywać ranę, zapomniała wszystkiego co potrzebne; poszła szukać, wróciła, opatrzyła mnie. Gdy wiązała bandaże, zauważyłem że płacze.
— „Panno Dyziu, rzekłem, zdaje mi się że panna płacze, co pannie?
— Nic.
— Czy pannie kto zrobił przykrość?
— Tak.
— I któż jest ten niegodziwiec?
— Pan.
— Ja?
— Tak.
— I w jaki sposób?...“
Zamiast odpowiedzieć, obróciła oczy na podwiązki.
— Jakto! rzekłem, to dlatego panna Dyzia płakała?
— Tak.
— Ej, Dyziu, nie płacz-że już, dla ciebie kupiłem.
— Panie Kubusiu, prawdę pan mówi?
— Bardzo prawdę, tak dalece prawdę, że oto je masz.“ To mówiąc, podałem obie, ale jedną zatrzymałem w ręku; natychmiast, poprzez łzy, zabłysnął uśmieszek. Wziąłem ją za ramię, przyciągnąłem do siebie, ująłem nóżkę i oparłem o kraj
Strona:PL-Denis Diderot-Kubuś Fatalista i jego Pan.djvu/344
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.