Strona:Płomienie (Zbierzchowski).djvu/55

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    Czy nie widzicie końca
    Waszych wędrownych dróg?
    Poco z mrozu i słońca
    Stworzył nas dobry Bóg?

    Czemu klaskają w rączki
    Dzieci, gdy pada śnieg,
    A strojny w śnieżne pączki
    Skrzy się gałązek brzeg?
     
    Gdy krwawy bój się toczy
    Wy pocałunkiem swym,
    Będziecie zwilżać oczy,
    Które wygryza dym.
     
    Będziecie dla tych kroci,
    Co ranni mrą bez skarg,
    Pierwszą kroplą wilgoci,
    Osłodą spiekłych warg.
     
    Pierwszym zimnym okładem
    Dla ran broczących krwią,
    Albo na licu bladem
    Ożywczą pierwszą łzą.
     
    Tych, w których twarz zaskrzepłą
    Lodowy wicher dmie,
    Grzejcie swą piersią ciepłą
    Jak matka dzieci swe.