Strona:Pójdźmy za nim (Sienkiewicz).djvu/012

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czej nauki egipskiej. Mówiono o nim, że nie było ani jednego pergaminu lub papirusu w Bibljotece, któregoby nie przeczytał, i że posiadł całą mądrość ludzką. Był przytem człowiekiem słodkim i wyrozumiałym. Wśród mnóstwa pedantów i komentatorów o skrzepłych mózgach Cinna wyróżnił go odrazu i wkrótce zawarł z nim znajomość, która po pewnym czasie zmieniła się w bliższą zażyłość, a nawet przyjaźń. Młody Rzymianin podziwiał jego biegłość w dialektyce[1], wymowę, i rozwagę, z jaką starzec mówił o rzeczach wzniosłych, dotyczących przeznaczeń człowieka i świata. Uderzało w nim szczególnie to, że owa rozwaga była połączona jakby z pewnym smutkiem. Później, gdy zbliżyli się z sobą, niejednokrotnie brała Cinnę ochota zapytać starego mędrca o powód tego smutku, a zarazem otworzyć przed nim własne serce. Jakoż w końcu do tego przyszło.

III.


Pewnego wieczora, gdy po gwarnych rozprawach o wędrówce dusz zostali sam na sam na tarasie, z którego widok był na morze, Cinna, wziąwszy rękę Tymona, wyznał otwarcie, co mu było największem udręczeniem życia, i dla jakich powodów starał się zbliżyć do uczonych i filozofów z Serapeum:
— Tyle przynajmniej zyskałem — rzekł wkońcu — żem poznał ciebie, Tymonie, i teraz

  1. Dialektyka — tu: umiejętność rozprawiania filozoficznego.