Strona:Ozimina.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stawali raz po raz oboje, obzierając się na panów tym oto progiem nie gardzących i na dobrodziejki dziś tak łaskawe. Póki zaś najmilszych gości połączone pary po sali wodzić raczyli, kapela, w dalszych grająca pokojach, nie śmiała uderzać w instrumenty głośne; dopiero gdy służba drzwi na ścieżaj otwarła, muzyka echem wszystkich komnat zagadała nagle.
Snuła się poloneza wstęga, aż do stołu białej podkowy w świateł, kwiatów i zastawy rozbłyskach.
Do wielkiego jak tron fotelu u czoła stołu podprowadzała już było służba z drzwi niedalekich sędziwego starca, dygocącego głową, ręką i kijem w niej trzymanym.
Damy surowe, małżonki solidnych mężów, siedziały przy wieczerzy w uroczystem skupieniu, przyjmując potrawy i wina, jak ciało i krew pańską. Te inne, mniej uroczyste: panie białe i pulchne, o miękkich wejrzeniach istot leniwych dorzucały przez głęboko obnażone biusta swych piersi ciepłą woń do chłodnego kwiatów tchnienia, win meszkowego zalotu i do potraw zapachów pikantnych; jedząc i pijąc dosytnio, promieniowały w powietrze fluidum ciał luksusowych.
Brunetka w skromnej białej sukni, niby w koszulce dziewiczej, pana Szolca jedynaczka, o poduszkowym układzie okrągłej twarzyczki na czarnym jedwabiu swych włosów słuchała, coraz to bledsza, nieustannych rewelacyi z zakresu sztuki i literatury. Pan Horodyski obrabiał tymczasem realiami płową blondynkę o karbowanej grzywce; słuchała jego rebusowych jednoznaczników z dużem zadowoleniem, miała wszakże tę wadę organiczną,