Strona:Ozimina.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nięty tym śmiechem i ocknięty z zadumy żachnął się cały i mruknął cicho w brodę:
»Śmiej się, czuczeło
Lecz śmiech księdza urwał się nagłe jakby w czkawce nerwowej. Wiotka jego postać zsunęła się po siedzeniu ślizkiem, wysunęły się z pod długich sukien pantofelki z klamrą, głowa, na oparciu pozostała, wtłaczała się w piersi, ręce, o poręcze łokciami wsparte, splotły się na piersiach.
I tak się zapamiętał, zastygł w tym ruchu Stańczyka.