Strona:Ozimina.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sądzono; — zaś święta Brygida, córka królewska, była jeszcze ładniejsza, tańczyła jeszcze piękniej, a jednak...
Otrząsła się cała. I sprężyła za chwilę, jak gdyby tą piersią obfitą odpychając od siebie wszystkie smutki życia. Bo pacierz pokutny był jak smutek, smutek, jak śmierć sama ludziom obiecana, a niedola życia czemś najgorszem, bo każącem ukochać wszystkie te okropności.
»O nie — nie — nie!«
A jednak wbrew woli fascynować ją poczęły tamtych oczu głębie fioletowe, opal tego czoła, żyłki błękitne na wklęsłej skroni, gładziutkie przyczesanie włosów miękkich o barwie niby kora schnącej krzewiny; a w tej włosów firance rysów marmurowa szlachetność i spokój jak z pod dłuta.
»Przecież ona jest daleko ładniejsza ode mnie! — pomyślała Nina z przerażeniem.
I teraz dopiero zainteresowała się nią żywiej.
— Moja panno Wando, — przysunęła się do niej bliżej z nagle przypomnianą ciekawością. — Jakże tam było? jak? — W więzieniu?! — rzekła mimowoli ponuro. I przeraziło ją teraz samo słowo w własnych ustach. — O, mój Boże!
— Wie pani, — mówiła Wanda spokojnie, — właściwie bardzo źle było tylko przez pierwsze kilka tygodni, zanim nas nie posegregowano. I po nocach. Kiedyśmy w długiej celi na kilku zaledwie siennikach pod ścianą ułożonych leżały jedna przy drugiej i z głowami owiązanemi tak mocno, że aż bolało, żeby tego najgorszego chociażby robactwa do włosów nie dopuścić. I kiedy drzwi się czasem