Strona:Ozimina.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

po nocy migające; by tam aż, w gwiazd obliczu, przełamać głos podniebny w krzyk żądzy najniecierpliwszy!...
Cieliste kobiety z dobrobytowego opasu, panie o miękkich spojrzeniach i pulchnych policzkach, luksusowe małżonki siedzące zawsze z apatycznym ruchem kolan niedomkniętych i te wiotkie, z cierpkim grymasem nudy na licu zopierzałem, — wszystkie te kobiety spięła iskra życia w jeden łańcuch oczekiwania, przez który przebiegał niespodziany prąd namiętności egzotycznej. I uderzył w nie ten prąd raz w raz! raz w raz! łechcąc, drażniąc, podrywając nerwy w ciałach tłustych aż do zachwytliwego bólu.
A gdy się śpiew skończył, oczywista na nucie efektu wysokiej, rozdartej, samego śpiewaka podejmującej na palce, wówczas stał się z kobietami szał.
W długim grzmocie oklasków szelest sukien kobiecych podrywny, w zaszum mgły zerwanego stada kuropatw, skłębienie się szelestne barwnego wieńca kobiet wokół śpiewaka, gwarne rozkołysanie złotych i ciemnych główek, ramion w białych rękawiczkach wyrzucanie się w górę i kwiatów pęki przez nie miotane.
— Och, jakiż to artysta! — wzdychały zasapane na krzesłach matrony.