Strona:Ozimina.djvu/333

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tamte tłumy pędzone — z ową grupą na przedzie, niby z czołem wszczętego pochodu dziejów.
»Rzuć za nimi kamieniem! — szarpały się w nim uczucia, w instynktach tej ich podziemnej robocie nawskroś sporne, płoszące trwogą rozkładu tam właśnie, gdzie zapalają się dla nich gwiazdy nadziei.
Borykał się odstrychnięciem wewnętrznem od nich swej całej natury i nie dawał rady tej sile.
»Tajemniczość! — owóż to, co niewoli i jarzmi tłumy, pociąga wyobraźnię, a odpycha myśl. »Tajemnica tłumów!« — cofa się przeczucie w odrazie mętów człowieczych.
A na przekór tym niechęciom stanął mu w myślach żywot i dola Komierowskiego; potem tamtej dziewczyny, Wandy, młode czoło myślami czyste i bezdenna prawość jej wejrzenia; wreszcie ten chłop, jak posąg wymowny i prosty w ruchu każdym.
»Sąże to męty?...«
Ujrzawszy na brukach jakieś dwie książki w błękitnej oprawie, schylił się: przypominał odruchowo, że prosiła go Wanda o podjęcie ich w razie znalezienia.
W pierwszej chwili chciał te książki z odrazą odrzucić: unurzane były w skrzepie czerwonym. Poświęcił jednak chustkę i otarł je.
Gdy zajrzał w karty, grymas cierpki przeszedł wraz w śmiech, nerwami targany:
»Poezye!«...
Za wiele miał zbyt ostrych wrażeń dziś: ten szczegół