Strona:Ozimina.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łożu do innego lokalu, — a mężowski cachet całego meblunku pozwalałby to uczynić, — byłoby wtedy mniej dostojnie, ale za to wymowniej. No, i — zabawniej trochę.
I dorzuciła wnet jakby gdzieś poza siebie przez poręcz łóżka:
— Ciesz się, mój dyable: nie tylko pomyślałam, ale powiedziałam głośno najbardziej ukrytą myśl mojej pokutnej dziś cnotliwości.
Tu Nina odezwała się niespodzianie. Usławszy sobie było tymczasem całe gniazdo z poduszek na bardzo pilne zasłuchanie, a uwagą niemocną motająca raczej rwane wciąż nici swoich myśli, — teraz wreszcie jęła coś mówić w sufit zapatrzona. Bąkała na pół łzawym, czy też sennym głosem:
— Tam jest taki wielki, czarny murzyn: wiesz? Straszny taki. Ten, co wtedy wieczorem: wiesz? I tacę ma taką mosiężną.
— Więc co z tego, ciupa? — przerwano jej zdumieniem tę bezładną dygresyę.
— Nic, — odpowiedziała stropiona i pogoniła już w milczeniu swe myśli jakoś bardzo niejasne.
Tedy i Lena powróciła do swoich, lecz zanim nawiązała wątek, Nina odezwała się znowuż.
— Powiedz mi: twój brat miał podobno niegdyś jakąś panienkę?...
— W poręś odezwała się z nią! Dziwna rzecz: jak takie słuchanie instynktem czujnym zawsze w porę ze swojem się wyrwie! Skąd ci to ona na myśl przyszła? I kto ci o niej opowiadał?
— On sam.