Strona:Ozimina.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czynu, zaagitować — kryminalnych, oczywista. Tam też i nas pchnęli z moim Jarosławcem. Powitano nas rykiem. Imamy się ich rozkuwać. Aliści ten bogomolnik z kąta nie tylko na sobie ruszyć ich nie da, ale rozczapirza ramiona nad tym tłumem i huka: »Ludzie! wam dusze w sobie z grzechu rozkuwać, a one to serdeczne...« I całuje przecie to ścierwo własne kajdany. A tym sobakom tego tylko brakło: żeby im kto ich psią trwogę sumieniem nazwał. Tu nie było czasu na perswazye. Więc ja pod pierwszy strzał tego pokutnika. Pożałowałem przecie kuli: »zgnij zdrajcą!...« A oni się tego słowa tyleż nieomal co kuli boją — te psie dusze, gdy w gromadzie. I znowuż ku nam mieć się poczęli. Więc ja im: »Ku czemu was matki na ten świat miotnęły, pewno nie wie żadna, ledwie która z chichotem wspomni, dlaczego to się stało. Wy za to wiecie do ostatka, na coście się rodzili: psom najparszywszym lepsza dola przypadła. Sprawcież tedy matkom waszym tę psotę, że się kiedyś zwiedzą, iż rodziły — omal nie splunąłem w gębę najbliższą — bohaterów!« — I dacie wiarę: właśnie ta ostatnia, ta najbardziej nieludzka pogarda kłoni ich ku mnie ostatecznie: — umiem ja przemawiać do dusz sobaczych. Lecz oto we drzwiach staje oficer i dwuch ze straży. W tej nagłej ciszy napięcia słyszymy mowę... łagodną: o tem, jak to się ludzie gubią, jak to i jego służba ciężka, jak wszystkim na świecie dola twarda i jednaka; — a wszak do inteligentnych ludzi mówi. Sołdatów tymczasem coraz więcej w izbie: po jednemu, po dwuch... Zaś »inteligencya« tyle nam w onej chwili powiedzieć tylko mogła: że kto za broń chwycił, temu już nie do rozpraw, a jeśli