Strona:Ozimina.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wobec pierzyny. Ogromem piersi obnażonych wzgardliwa, białe i jak pień grube ramię przed się wystawiwszy, królowała nad nim, niby karcący majestat kobiecego ciała.
— Precz!
Zatrzaskał mu w uszach jedwabny szelest wleczonego trenu. Zamknęła skrzydła rotundy, — zatuliła się w płaszcz majestatu.
Od progu odwróciła się jednak, pełna wzgardy w oczach.
— Och, te tęsknoty tu wasze! — parsknęła, — w których dusza lata całe drzemie, by ocknięta, przekonać się, że cel swój już dawno zgubiła, rozkruszyła na miał »marzeniem«... Jak ja was tu znam! Tu wcale niema uczuć męskich. Tu jest tylko sentymentalizm ckliwy, patos bolejący i tuż, tuż za nim mściwy, szargający cynizm: wszystko starcze! I jakże tu kobiety nie mają być jak najbardziej parafiańsko wysztucznione? Gęsi o geście królewien — to na całą Europę specyalność waszego tu chowu. Klempy o ptasich móżdżkach na koturnach matron — tym widokiem można się tu tylko nacieszyć. Albo te feministki w r śród nich, zagadujące publicznie złe sumienia swoje! Albo te starsze damy tutejsze: O! oo!-oo! Trzeba się foką urodzić, aby módz się pławić w tej zimnej atmosferze. I lawirując nieustannie między ckliwością a cynizmem mężczyzn dbać tylko o to, aby być res-pek-to-wa-ną! — kończyła przeciągle, rozstawiając szeroko skrzydła rotundy.
— Och, i te wasze tu namiętności! — targnęła się za chwilę, — w które nie wrasta żadna dalsza chęć, nie roz-