Strona:Ozimina.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

biety, luksus wielkostołeczny, bijący od niej, oraz jej aureola sławy światowej zgniatały poprostu obie dziewczyny. Więc zakrzątały się przy nim, jak przy rannym, któremu winne były troskę i opiekę.
Nie spostrzegły, jak porozstawiano wszystkim wysokie czarki i jak cisza czyniła się powoli naokół. Tuż naprzeciw nich powstał z miejsca jakiś pan uprzejmy i, szeroko rozstawionymi palcami wspierając się o stół, pochylał respektownie w stronę diwy.
— Dostojna pani! — rozległo się w ciszy.
Profesor, siedzący obok czczonej diwy, począł trzeć sobie dłonią twarz. Puszczał ten toast mimo uszu; pod koniec jednak nie wytrzymał i wychylił z za dłoni okulary złote i zez oczu ponad niemi. Słuchał:
— ... Pozwól tedy, czcigodna pani, która chwałę imienia polskiego roznosisz po świecie, abym w twe ręce wypił na cześć sztuki polskiej!
Nina instynktownym odruchem chwyciła Bolesława z całych sił za rękę, i tak go przykuwała do miejsca, bojąc się nawet w twarz mu spojrzeć w tej chwili.
A gdy się trącić wypadło, diwa uchylając się od kielichów, wyciągających się ku niej, zwróciła się, jak należało, do starca, który kazał służbie podjąć siebie z fotelu. I czy te oczy ludzkie w nią zapatrzone, czy też tchnienie wielkiej sędziwości tej postaci, targnęły w niej niespodzianie nerw starej aktorki. Przy stole pychą wielkiego biustu pod brylantami chłodna, teraz jakby różdżką czarodziejską tknięta, zdrobniała w oczach, zatuliła się cała wdziękiem nieśmiałości doskonale zrobionej: Małgosią,