Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mość, który bodaj czy trąbę archanioła usłyszeć potrafi, z drugiej — jedna z dawniejszych różyczek, dziś już głóg dojrzały, zajęta rozmową ze szczęśliwym sąsiadem. Puściwszy wodze domyślności, doszedłem do przekonania, że w tem wszystkiem kryje się jakaś sercowa awantura, a że „droga życia śliską jest,“ rozgrzeszyłem wspaniałomyślnie biedną Terenię, rozgrzeszyłem potępiające ją panie, przez wzgląd na nieskazitelność naszych obyczajów.
Przy końcu obiadu jednozgodnie postanowiono być jutro na pogrzebie; staruszek miał wielkie zasługi pedagogiczne w okolicy.
Dwór od miasteczka odległy był od pół wiorsty — nie więcej; o zmroku poszedłem spacerem w tę stronę. Lat dziesięć upłynęło od tego czasu, jak ostatni raz byłem w domu starego pedagoga; drogę jednak pamiętałem doskonale. Zaraz z alei dworskiej na prawo ciągnęła się grobla nad stawem, obsadzona wierzbami, a z grobli ścieżka prowadziła w uliczkę między dwoma parkanami; dworek znajdował się na samym końcu uliczki i tak był zakryty drzewami, że tylko dwa białe kominy sterczały w zieleni. Stanąwszy u wrót, nie zupełnie pewny byłem, czy nie zbłąkałem się przypadkiem. Pozycya wprawdzie taż sama, ale zamiast porządnego niegdyś dworku, znalazłem ruinę zapadłą w ziemię do połowy; okna zabite deskami, strzechę wiatr rozwiał, a tylko z jednej strony sterczały krokwie połamane; widać sufit do środka się zawalił. Trawa i chwasty rozrosły się bujnie w wypieszczonym niegdyś ogródku, a z drzew dawniejszych pozostało tylko kilka suchych jabłoni, między któremi ciągnęły się zagony z resztkami warzywa, a miejscami walały się jeszcze zeschłe buraki, marchew półzgniła i kilka zmarzłych kartofli; krzewy bzu i akacyi ogołocone z liści krzyżowały się nad wywróconemi wrotami. Ani żywego ducha nigdzie. Kiedy się rozejrzałem uważniej, dostrzegłem kozę uwiązaną na długim sznurku przy drzewie, ogryzała korę i co chwila