Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

litował się nad nim, jak nad własnem dzieckiem! Chłopak wyglądał półmartwy ze zmęczenia, a gdy, usiadłszy na promie, zdjął buty, nogi miał nabrzmiałe, pokaleczone, odzierał skrwawione szmaty, krzywił się boleśnie, a jednak, gdy dowiedział się, że Piotr idzie z zamiarem dostania miejsca organisty, odżył, zapomniał o spuchniętych nogach; od rzeki do plebanii szedł śpiesznie, jakby teraz dopiero udał się w drogę. Po co czekał na niego? Czemu nie przeprawił się sam, nie zważając, że jakiś biedak wlecze się ledwo żywy i zdaleka woła o prom słabym, błagającym głosem! Ech, wolałby ogłuchnąć na tę chwilę. Wychodząc z miasta pewnym był tego miejsca; miał dobre świadectwa i postanowił zgodzić się na wszelkie warunki.
— Chleba kawałek będzie w każdym razie — mówił do żony, wybierając się w drogę z pośpiechem.
Ożywiony dobrą nadzieją, za ostatniego szóstaka kupił dzieciom świeżego mleka.
— Niech balują! Kto wie! może wkrótce będą mieli często takie przysmaki!
Żegnając się z żoną, miał łzy w oczach, ale łzy dobre, serdeczne, od których w oczach jaśniej i lżej na sercu.
— Choć raz Bóg zlitował się nad nami — powtarzali oboje, oh, choć raz!
Pewni byli, że bieda skończyła się, a przynajmniej ta najstraszniejsza... w nieopłaconym kącie na bruku, bez zarobku i bez nadziei... Wychodząc, słyszał, jak mówiła do dzieci:
— Proście Boga, żeby tatko zdrów wrócił, a znowu będzie chleb i ciepła chata!
Miał taką poczciwą kobietę. Zmarniała w biedzie i pracy, ledwie nogi włóczy, ale nie skarży się, nie narzeka nigdy, jeszcze jemu otuchy dodaje: — Cóż robić — mówi nieraz — czy to my jedni w nędzy, może itd. Słowa jej jak ogniem palą w samo serce: bo i cóż z tego, że on żyje, kiedy żonie jego i dzieciom gorzej niż najbiedniej-