Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/299

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Chciałaby już być w domu, u siebie, zamknąć drzwi na klucz i wypłakać się szczerze, wówczas uspokoiłaby się trochę. Długi szereg powozów tamował przejście, w końcu udało jej się przeskoczyć na drugą stronę ulicy; uciekała jak od pogoni. Tymczasem w istocie pędził ktoś za nią, słyszała coraz śpieszniejsze kroki.
— Nie należy uciekać od dobrych znajomych — zawołał ktoś nad samem uchem; cha, cha, cha, co to za dzikie stworzenia te chórzystki... pardon! śpiewaczki! O małom pani nie stracił w tłumie, pozbawiłabyś się wybornej kolacyi w wesołem towarzystwie! Czekają na nas, allons par içi będzie bliżej, daj mi pani rączkę.
Odskoczyła przerażona; nim zdołał ująć za rękę, była już na środku ulicy.
— Voilà... ça fait encore des aires... ça! — zawołał w największem zdziweniu, ujrzawszy jak wskoczyła do dorożki i odjechała nie obejrzawszy się nawet.
Wieczór ten nieraz przychodził jej na myśl, z początku była zadowoloną z siebie, potem żałowała trochę, że tak nagle opuściła artystyczną karyerę. Któż zgadnie, co ją czekało na tej drodze. Tymczasem musiała zaniechać dalszych studyów, gdyż miała zaledwo czem płacić mieszkanie, zjadała zaś resztki sprzętów i odzieży. O głosie swoim nie zwątpiła ani na chwilę; ile razy gospodyni, wdowa po urzędniku, wychodząc, zostawiała u niej klucz od mieszkania, Lipska korzystała z czasu, żeby się poegzercytować na jej ostatecznie rozbitym fortepianie; powtarzała gamy, improwizowała trochę, tylko nie wracała do przeklętej aryi z ostatniego wieczoru w operze. Chciała dawać lekcye śpiewu, szukała uczennic. W tym celu przerobiła ostatnią już suknię z długiej na krótką, żeby mieć w czem wyjść na miasto, gdy się lekcye zaczną: z żałoby pozostała jej czarna okrywka, takiż kapelusz i rękawiczki, wszystko razem tworzyło dość przyzwoity komplet, będzie się mogła przedstawić w każdym domu; na arystokracyę zresztą nie