Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jakby krzyk straszny ugrzązł w gardle. Twarz tylko pozostała doskonale spokojną.
— Więc tu nie mieszkasz? — spytał jenerał, trochę niezadowolony ze spotkania. Spojrzał ku drodze i włożył kapelusz niby od niechcenia.
— Nie, ani tu, ani na całym świecie nie mam swego kąta! Nie mam! Rodzina mię odepchnęła! W pierwszych chwilach strasznej boleści, mało dbałam o to! Sądziłam, że wśród obcych łatwiej zapomnieć, że szałem żal stłumię. Ale ja szaleć nie mogłam! Kałuża wstrętną mi była... a na drugą miłość sił brakło. Nędza otrzeźwiła z bólu. Nie jeden, sto grzechów zgładziłabym tem, com przecierpiała! Nie przebaczyli jednak! Sądziłam, że zapomniałam o nich, o świecie całym, że... skamieniałam w poniewierce. Tak myślałam do dzisiejszego wieczoru, nim stanęłam twarz w twarz z przeszłością. Tu wszystko odżyło! Sumienie zdawało się czekać tej chwili, by się przebudzić dla roztrząsania brudnych szmat dwudziestoletniej włóczęgi. Oh, straszna ta chwila!
Jenerał wpatrzył się bardzo uważnie w rękawiczkę i już nie miał ochoty przypatrywać się twarzy kobiety; widział bowiem, że zmieniła się strasznie, była starą, brzydką, a w dodatku egzaltowaną.
— Aktorka, hm, aktorka, dać jej cośkolwiek i zmykać; tylko, że jak się wnęci... to nie odczepię się od niej.
Podniósł rękę do tej strony żeber, gdzie bywa serce i portmonetka.
— Doznałam już wszystkiego — mówiła, odetchnąwszy z całych piersi — boleści, pogardy, pracy ciężkiej, ale dziś zaledwie poznałam zazdrość!
Obrzuciła jenerała suchym, błyszczącym wzrokiem.
Cofnął się zdziwiony, z uśmiechem.
— Cha, cha! Zgrzybiały Don Żuan — zawołała — odrzucając głowę z szyderstwem. Nie lękaj się; nie o ciebie tu idzie! Dziś już nawet pogardzać tobą nie umiem.