Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na znak uszanowania; pasowano i wistowano dyskretnie; przed każdem stanowczem słowem, zwracano głowę ku niemu, z niemem zapytaniem, jak w tym razie postąpiłby szanowny świadek? Ci, przy których stawał, uchylali się, dozwalając mu zajrzeć w karty, podnosili oczy ku niemu dla przekonania się, czy raczył spojrzeć. Jenerał jakby nie dostrzegł usłużnej gotowości grających; z rękami założonemi za plecy, z brodą opartą na sztywnym kołnierzyku, przechodził od stolika do stolika; zatrzymał się chwilowo, ale na karty mało zwracał uwagi, a lustrując grających zdawał się szukać znajomych twarzy. Przy jednym stoliku, gdzie pp. Moll, Żuk, Komar i Żaba, ułożyli harmonijną puleczkę, przystanął dłużej: gracze byli mu znajomi, grano trochę poważniejszym kuszem. Uścisnąwszy w milczeniu podane sobie ręce, oparł się dłonią o poręcz krzesła i z głową przechyloną na bok, przyglądał się grze przez chwilę. Wnet usłużni goście pośpieszyli ku niemu z dwoma krzesłami naraz. Gospodarz zadyszany, spotniały, stanął przed nim powtórnie z kartami w ręce; uśmiechał się z przymileniem, a z oczu mu patrzyło, że kilka lat życia oddałby za to, żeby zgrać pulkę z jego ekscelencyą. Jenerał spojrzał przez ramię na podane sobie krzesła, potem utkwił wrok w promieniejącą twarz gospodarza, pozwolił mu wysapać się i odezwał nakoniec:
— Niezdrów jestem, nie mogę służyć panom — przyczem podbródek zadrżał mu zlekka od tłumionego uśmiechu.
Gospodarz ustąpił, skinął gniewnie na lokaja, ustawiającego świece na świeżo rozłożonym stoliku! Lękając się trzeciego ataku, jenerał obszedł stolik dokoła, w drodze zapiął frak, wyjął z kapelusza biały fular i z podniesioną głową, z oczyma utkwionemi we drzwi werendy, wyszedł.
Na progu owinął szyję fularem, nałożył kapelusz i sięgnął po cygaro do bocznej kieszeni. Obecni już się domyślili o co mu w tej chwili najwięcej chodziło!