Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nu, niech Bóg hoduje! myślał według talmudu, po świecku zaś rzeczy biorąc, wolałby mieć trochę mniej tego błogosławieństwa.
W pierwszej izbie tymczasem przychodziło do zaciętej walki, koguci głos szewca górował, zaprzeczały mu dwa basy i jeden tenor, kwaterki wybijały takt po stole, Szmul wstał, i cichutko, jak duch opiekuńczy, stanął na progu we drzwiach. Na ciemnem tle izby, pijący mogli widzieć białe rękawy jego koszuli, bose nogi i twarz bladawą, wykrzywioną złośliwie. Blaszana lampka, zawieszona na ścianie między dwoma oknami, więcej dymiła niż oświetlała, u sufitu snuły się kłęby sinego dymu, przy stole było ciemnawo. Wśród dziesięciu chłopów w siermięgach i czapkach, bielał szewc w koszuli i płóciennych spodniach; wypił już trochę, kłótnia rozpaliła go do reszty, zdjął więc kurtkę i czapkę, krzyczał i śmiał się naprzemian. Rzecz szła o łysego konia Jakóba, basy wraz z tenorem utrzymywały, że ma już pięć lat, duży jest i piękny jak żaden inny w całej wiosce, szewc według swego zwyczaju, zaprzeczał, mówiąc, że to źrebię, parszywe i w dodatku z kozińcem!
— Co tam gadać z pijakiem! krzyczał tenor w towarzystwie dwóch ochrypłych głosów, on teraz własnych nóg przeliczyć nie potrafi!
— Zkąd temu przybłędzie znać nasze konie, on chyba tylko na kradzionych zna się.
— Wiadomo bezdomna bestya... bombardowali całą siłą niezbitych argumentów w najsłabsze strony wpółpijanego biedaka!
— Ot, żonki swojej pilnowałby lepiej! krzyknął bas bluznąwszy przytem karczemnym dwuznacznikiem. Nie skończył jeszcze, gdy kwaterka szewca świsnęła mu nad głową! Było to hasło do boju. W mgnieniu oka schwycił ktoś szewca za gardło, obalił na ziemię i huknął kolanem w piersi, aż się odezwało pod łóżkiem u Szmula. Wszyscy rzucili się ku szewcowi, przewrócono ławę z trzaskiem,